Categories
Moja pisanina i takie tam Świat wg. Przedchwila, czyli jak postrzegam to wszystko.

Miłość

Przejawiam się w niej tak jak wszystko, a ona przejawia się we mnie. To nierozerwalne połączenie, ale dla mnie tak ważne, to dzięki niej moje serce bije, ale bije po to aby ją dawać

Teraz trzymasz mnie za rękę, którą po chwili przytulam do swojego serca aby móc CI dać namiastkę tego czym naprawdę jestem. Czujesz spokój i szczęście, nie potrzebujesz nic do szczęścia, mogłoby tak zostać…. Mogło, ale wszystko się zmienia, a ja przecież nie po to tu przyszedłem…

Teraz po latach trzymasz mnie za rękę, nieruchomą, zimną i sztywną, płaczesz i może nawet myślisz o mnie, ale tylko w kontekście tego co tracisz, skupiasz się na sobie, nie na mnie, a gdyby tak udało się pomyśleć o tym co mi to daje? Co CI da ten płacz? Czy on coś zmieni? Nie nie zmieni, dlaczego wciąż mnie zatrzymujesz? Nie, nie tłumacz tego miłością, to słabe wytlumaczenie, bo ta najprawdziwsza akceptuje wszystko, powiedz w końcu sobie, że chcesz dalej swojego szczęścia, a nie mojego i zmień to, zrozum i zaakceptuj, że na mnie czeka już nowa droga i nowe cele, nie przyszedłem by być na zawsze, przyszedłem tylko po to aby coś Ci pokazać, ale teraz już nie potrzebujesz mnie w tej formie.
Uśmiechnij się, gdy inni płaczą, otwórz się i zobacz, że nie zniknąlem. Dostrzeż mnie w tym dziecku, które zaczepia Cię w tramwaju, dostrzeż mnie w tym kocie, który wskakuje Ci na kolana i domaga się pieszczoty, dostrzeż mnie w sobie, gdy tego samego kota bierzesz delikatnie na ręce i wtulasz w siebie aby posluchać mruczenia, dostrzeż mnie w tym co robisz dla innych i zobacz, że ja tak naprawdę dalej tu jestem w Tobie, bardziej żywy niż kiedykolwiek, szczęśliwy i spełniony, gotowy na nowe doświadczenie i bardziej wyrażony niż za życia.

Categories
Moja pisanina i takie tam Świat wg. Przedchwila, czyli jak postrzegam to wszystko.

Zagadka: Co jest nie tak z tym kotem?

Categories
Moja pisanina i takie tam Świat wg. Przedchwila, czyli jak postrzegam to wszystko.

Zapowiedź: Zagadka: co jest nie tak z tym kotem?

Dzien dobry, dobry wieczór, lub dobranoc, jak kto woli, bo od wpisów Lolka w głowie mi się pierdoli. W każdym razie… Ja do Was z zagadeczką. I miłosna sprawa w związku z tym jest taka: Jedna osoba nie weźmie w niej udzialu, co by nie nabijać poprawnych statystyk, WY się nie zastanawiajcie kto, bo to generalnie nie Was się tyczy, Ale… Żeby sprawiedliwości stało się zadość, osoba ta… Poda zwycięzce. Pasują Wam takie reguły? Muszą! Innego wyboru nie macie, to jest mój blog i ja tu robię co chcę i z nikim nie muszę się liczyć, a dla maruderów pewien cytat z Lolka, który mi napisał:
Hryniek spadaj.
Alternatywnie: Gadaczka Ogarnij się. W dużym skrócie nie obchodzi mnie co na ten temat myślicie. Tak będzie i już. Koniec kropka. No, a zara wrzucam to co mam wrzucić, a WY bądźcie sobie w niewiedzy i odkrywajcie.
Nagrody? A po co Wam jakieś nagrody, satysfakcja wam wystarczy. No ok, niech Wam będzie. Zwycięzca będzie uwzględniony w księdze pochwał. Pasuje? Musi. Tak więc się mi tu starać, to każdego kto poprawnie odpowie uwzględnię. A jak ktoś mi się waży zepsuć to… TO zostanie wpisany do księgi zażaleń. 😛

Categories
Moja pisanina i takie tam

Abstrakt: Czyli ostatni przedwyjazdowy wpis.

Dobry wieczór. CHciałbym w tym miejscu tylko jedną rzecz wyjaśnić: Nie jestem pod wplywem żadnej substancji psychoaktywnej. Poniższy tekst jest tylko wytworem mojej chorej wyobraźni, która jest taka w stanie świadomości określanym potocznie jako trzeźwość. Napisane pod wpływem pewnych rozkmin z Żywkiem, które miałem, gdy był u mnie ostatno.

Gdyby tak niebieski ekran oznaczał nadchodzącą stabilność systemu, gdyby spontaniczne stany upalenia marihuanowego i upicia się alkoholem dało się niwelować tylko przez zażycie tych substancji w ilościach odpowiadających przeżywanemu stanowi? Gdyby tak ludzie płakali nad trumną z moim cialem pomimo wiedzy, że zaraz wstanę, albo gdyby tak grali handsupy i tańczyli na moim pogrzebie gratulując sobie wzajemnie utraty kolejnego członka rodziny,
gdyby tak policja rozdawałą narkotyki w ramach walki z nieświadomością społeczeństwa, gdyby tak z zaparzonej kawy otrzymać gotową kawę do zaparzenia, gdyby w końcu koty nie były dwa, gdyby tak format c: przywracał wszystkie utracone dane, gdyby Linux miał 90% udziału w rynku, gdyby niewidomi nie mogli lądować w FSX na ILS, gdyby żarówka świeciłą w drugą stronę, gdyby tak wodę gotować w lodówce, gdyby nikt tak nie mógł mieć we mnie oparcia, gdyby tak wszystkie dziewczęta widziały we mnie ósmy cud świata, gdyby pralka odprowadzała wodę elektrozaworem, gdyby ludzie nie byli tak popiepszeni, tylko sex z mechanicznego punktu widzenia kończyłby i zaczynał się tak samo. ;), gdyby ELten z kolejnymi aktualizacjami miał coraz mniej funkcjonalności, gdyby problemy z WIndowsem oznaczały jego późniejsze prawidłowe działanie, gdyby na forum głosowym wpisy z jak najgorszą jakością były przykłądem tego jak ona powinna wyglądać, gdybyśmy na wieś dzisiaj przywieźli kota, gdybym musial we wtorek wracać 500 kilometrów, gdyby zapałka gasiłą ogień, gdybym wymiotując uzupełniał wartości odżywcze w organiuźmie i gdyby abstrakt nie był abstraktem.

Categories
Moja pisanina i takie tam

Na nowej drodze życia cz 1, czyli mały zrzut pamięci z ostatnich dni

Dobry wieczór.
Piszę ten wpis na dzień przed moimi 27 urodzinami. Bo czemu nie?
Otóż dnia dzisiejszego, właściwie to wczoraj było, ale nie czepiajmy się szczegółów… Byłem sobie na wsi. A tam? A tam sobie popażyłem łeb o piec Dlaczego? Bo przejść obojętnie obok pięciu kotów było dla mnie nie do pomyślenia, a dla kotów poświęca się przecież wszystko. Tak… Tych samych purzydeł, które prezentowałem w ostatnim wpisie plus ich matka, od taka śmieszna śmiesznostka mi się ostatniego dnia wydarzyła. Nic poważnego w każdym razie.
Ogólnie? Ogólnie nic się nie zmieniło na lepsze, ale to tylko tak to wygląda dla zewnętrznego obserwatora. Ja sam mam przeczucie, że… Wszystko skonczy się dobrze, czyżby mój opiekun maczał w tym palce? Może i tak jest. Ogólnie od jakiegoś tygodnia obserwuję więcej siły i pewności w sobie, nie znam w każdym razie bezpośredniej przyczyny takiej zmiany jeżeli chodzi o mnie, chociaż pośrednio może i by się znalazła jakaś, ale za mało danych mam jednak do wyciągnięcia jednoznacznych wniosków.
Pewne rzeczy w ostatnim tygodniu posunęły się na przód, chociaż jednak myślę… Że w następnym tygodniu sobie odpuszczę, bo i dlaczego nie. Niektóre osoby z którymi rozmawiam pytają ostatnio skąd we mnie tyle optymizmu na co ja odpowiadam: Nie robiąc nic pozbawiamy się zupełnie szans na jakie kolwiek szczęśliwe zakonczenie, a tak ma się poczucie, że się przynajmniej spróbowało. Jednak chyba nie do końca jestem w tym rozumiany. Ale…. Każdy przeżywa wszystko inaczej. Nie mogę od wszystkich wymagać podzielania mojego punktu widzenia, chociaż samym zainteresowanym takie podejście z pewnością wyszłoby na dobre.
W ostatnich dniach w związku z moją ewidentną frustracją na to, że nie umiem wszystkim pomóc wróciłem do rozkminy, która przez jednego z użytkowników tutejszego forum była poruszona, a ja nie byłem do końca jej świadomy. Chodzi o przyciąganie ludzi z problemami. Działam po prostu na nich jak magnes. Nie i to nie jest świadome działanie, że ja takich ludzi wybieram do rozmów, sami przychodzą, jednak jest coś w tym, że podobne przyciąga podobne.
Generalnie z osób z którymi stale rozmawiam: Słownie jedną mam bez nie wiadomo jakich problemów a przede wszystkim stabilną.

Z rzeczy linuksowo kernelowych
Po 19 mojemu Linuksowi dobiła miłość, co sprawiło, że obecnie piszę z takiego, a nie innego systemu operacyjnego tudzież Windowsa, zaczęło się od tego, że nie chciał wykryć klawiatury na USB.
Jedną z pierwszych czynności w takich sytuacjach jest po prostu uśpienie komputera i wybudzenie go. U mnie to pomaga na moduł Bluetooth. Ale nie… System wydawał się zwieszony, po czym wyrzucał się do ekranu logowania, podobnie z hibernacją. Restart także się nie powiódł trzeba było zabić go sygnałem odcinającym zasilanie z przycisku power. Tutaj pewne dziwne fragmenty logów, może ktoś będzie wiedział co tu się zadziało:

mar 24 19:21:53 krzysiek kernel: Freezing remaining freezable tasks …
mar 24 19:21:53 krzysiek kernel: Freezing of tasks failed after 20.002 seconds (0 tasks refusing to freeze, wq_busy=1):
mar 24 19:21:53 krzysiek kernel: Showing busy workqueues and worker pools:
mar 24 19:21:53 krzysiek kernel: workqueue events_freezable_power_: flags=0x86
mar 24 19:21:53 krzysiek kernel: pwq 16: cpus=0-7 flags=0x4 nice=0 active=0/0
mar 24 19:21:53 krzysiek kernel: delayed: disk_events_workfn
mar 24 19:21:53 krzysiek kernel: workqueue pm: flags=0x4
mar 24 19:21:53 krzysiek kernel: pwq 0: cpus=0 node=0 flags=0x0 nice=0 active=0/0
mar 24 19:21:53 krzysiek kernel: delayed: pm_runtime_work

Pewnie to za malo jest, no, ale nie bede przeciez spamil megabajtami logow :P. Wszystko konczylo sie na:
mar 24 19:21:53 krzysiek kernel: pool 0: cpus=0 node=0 flags=0x0 nice=0 hung=0s workers=4 idle: 16484 17417 17404
mar 24 19:21:53 krzysiek kernel: pool 4: cpus=2 node=0 flags=0x0 nice=0 hung=18s workers=4 idle: 17220 17635 7243
mar 24 19:21:53 krzysiek kernel: Restarting kernel threads … done.

Bardzo mnie ciekawi co jemu sie zadzialo.
Iiii… I to chyba bedzie na tyle. Zycze Wam milego ksiezycowego popoludnia, znaczy dobrej nocy.

Categories
Moja pisanina i takie tam

Muszą nadejść zmiany, czyli tak to jest, gdy miłość mi coś… dobija

Cisza… Nie, niezupełnie. W przestrzeni gdzieś tam rozbrzmiewa dźwięk dysku talerzowego kręcącego się z prędkością pięciu tysięcy czterystu obrotów na minutę. W tej przestrzeni znajduję się także znacznych rozmiarów organizm żywy pobierający w określonym czasie określoną ilość tlenu z tejże przestrzeni, chyba, przynajmniej fizycznie obserwator znajdujący się w tym pomieszczeniu mógłby zobaczyć człowieka w słuchawkach piszącego coś zawzięcie na klawiaturze. Człowiek ten zrobił wszystko aby odciąć się od świata zewnętrznego. Tak… ZNowu te rapsy, zmienia się tylko sceneria, bo atmosfera zdecydowanie nie jest do chilloutu. Tak, ja jestem tym człowiekiem.
Jest coraz gorzej, tyle dobrze, że jakoś doszedlem do siebie. To, że chodzę wnerwiony…. To jest mało powiedziane. Może i wkurwienie to za mało powiedziane. Przyczyny, niezmiennie te same, to taka informacja dla tych wszystkich którym nie daj Boże przyszłoby do głowy się martwić o mnie. Narazie daję radę. Ten narastający uczuć wbrew pozorom daje mi mnóstwo energii na zmiany, kolejny krok mam za sobą, ale jest i wyczerpujący. NIeoczekiwanie już o 21 egzystowałęm sobie w łóżeczku tylko po to żeby 20 minut po 23 znowu poegzystować w RL. A teraz? A teraz piszę ten tekst, nie nie tylko po to aby wywalić uczucia, chociaż chciałbym z tego miejsca podziękować Dawidowi za Eltena i możliwość blogowania. Wiem, Wiem są inne platformy, na których może i więcej miałbym czytelników, tylko troszku nie o to chodzi. Powyższy wpis piszę jeszcze z jednego powodu. Otóż testuję także jak się pisze na Eltenie na systemie na którym ponoć nic nie działa i w żaden sposób nie może się nadawać on do poważnej pracy. I wiecie co? Nawet spell checking mi tu działa! No wiecie co? Przecież ja w tym momencie milionom ludzi świat zburzyłem. 😛

No a tak poważniej: Denerwuję się, bo poza powyższym jednak nie wszystko idzie tak jak bym tego pragnął pomimo mojej ewidentnej wtorkowej euforii. ;D, więc będę musial zajść tam do tych… Tu sobie wstawcie co chcecie żeby coś z tym zrobili.
NO i chyba to by było na tyle. W niedzielę druga rocznica, też nie wiem jak to będzie i czy chociaż raz będzie tak jak być powinno chociaż na ten jeden dzień.
Dobra nie przedłużam, może jednak skoczę w dość bliskim czasie po ten alkohol pomimo tego, że się gdzieś tam w jednej z rozmów zarzekałem, że nie, ale emocje trzeba czymś zneutralizować.
Koootyyyyy!

ps. Po co to wszystko tu piszę? A no po to gdyby coś kiedyś…. (Niekoniecznie mam na myśli głupie rzeczy)… Żeby mniej więcej było wiadomo dlaczego.

Categories
Moja pisanina i takie tam

Brutalniejsza strona mocy, czyli Przedchwil ogrywa klasyka. Gościnnie: Kosa12, Johnson

Categories
Moja pisanina i takie tam

Kocham te dni.

Dzień dobry, bo nie dobranoc i nie dobry wieczór, czas coś jeszcze napisać tak na koniec roku. I co ja
mogę napisać? A coś haotycznego, że jestem zmęczony, zniszczony i w ogóle. Ci co wiedzą to wiedzą co
mam na myśli. Święta? Jakby to powiedzieć, dawno nie miałęm tak wspaniałych świąt i chcialbym podziękować
z tego miejsca pewnym osobom za urozmaicenie mi tego okresu i pokazania mi czym jest prawdziwa miłość
i miło spędzony czas w gronie rodzinnym.
😀 :). Na pewno dzięki tym świętom stałem się szczęśliwszym człowiekiem, to Wam mogę Drodzy czytelnicy
powiedzieć tak w tajemnicy.
Jaka przyszłość? Nie wiem, ale jeżeli nowy Przedchwil się narodzi… TO nie będzie już to ten sam Przedchwil.
Oczywiście, że koty zostaną dwa, będą też także miękkie! A dodatkowo twarde, ale gdzieś na poziomie molekularnym
mojej duszy strzeliło kilka bezpieczników, nie wiem w którą stronę to pójdzie, czy stanę się lepszym
człowiekiem, czy gorszym, a może będzie miało to wszystko na całokształt taki wpływ jak woda destylowana
na elektronikę. Narazie jest pustka, może sylwester będzie w stanie choć na chwilę mnie ożywić. Nie wiem co
jeszcze napisać. Chyba mogę Wam drodzy czytelnicy życzyć szczęśliwego nowego roku.
Trzymajcie się i mam nadzieję do następnego napisania.
Koootyyyyy!

Categories
Moja pisanina i takie tam

2027. Historia alternatywna

Dzisiaj Walentynki. Jedni wyznają sobie miłość, drudzy piszą. Co łączy obie grupy? Obydwie się spełniają
w tym co naprawdę kochają.

2027 historia alternatywna cz 1

Historia którą chcę Wam opowiedzieć wydarzyła się w 2027 roku. Wtedy czasy były troszkę inne, dla przykładu weźmy listę lektur na której mogliśmy znaleść tytuły takie jak: Przygody Adama Tailsa autor tego dzieła literackiego nie jest znany, książka ta opowiada m.in o pewnym psychopacie który miał obsesję na punkcie ogonów zamordował M.in swoją siostrę, w każdym razie okazała się ona dla wtedy ówczesnego ministra edukacji Antoniego Macierewicza było to jeszcze za czasów dyktatury PISu na tyle być wartościowa dla pokolenia dopiero stawiającego pierwsze kroki w swoim życiu, że nie dość, że znalazła się na liście lektur obowiązkowych, to często pojawiała się na maturach z wychowania do życia. Tak.. Dobrze słyszycie. Wtedy były właśnie takie dziwne czasy i przedmioty. WDŻ został wprowadzony jeszcze za kadencji minister Anny Zalewskiej.

Było tóż po dwónastej, kiedy cała ta piepszona gawiedź rozlazła się ze swoich klas na korytaże. Między nimi była i Marcelina. Była to uczennica siódmej klasy, wysoka brunetka, dziewczyna niczego sobie. Niestety na jej niekorzyść składało się to, że ogólnie była małomówna, bardziej ją interesowało życie duchowe, eksterjoryzacja, zadawała sobie często pytania o cel życia, raczej stroniła od alkoholu i innych używek, no i nie obchodził jej ten cały Tails, który ostatnio nawet doczekał się ekranizacji. Tak… Właśnie Tails. Zanim przejdę jednak do opisu konkretnych wydarzeń, chciałbym trochę opowiedzieć o tamtych czasach w jakich żyliśmy jak i o samym Tailsie i jego wpływie na ówczesną popkulturę. Książka, jak i wersja kinowa na którą nauczyciele i rodzice ochoczo zabierali swoje pociechy biła rekordy popularności deklasując chociażby takie dzieła jak Harry Potter czy 50 twarzy Greya. Sama premiera przyniosła 12000000 zł przychodów wytwórni Koci Ogon, premierę filmu o człowieku z kocim ogonem obejrzał nawet sam prezydent… Jarosław Kaczyński, który był miłośnikiem kotów.
Popularność Tailsa nie uszła nawet uwadze narkotykowemu podziemiu. W związku z tym, że partia rządząca w ogóle nie radziła sobie z problemem chandlu dopalaczami, a popyt na nie inkrementował liniowo, sklepy z produktami kolekcjonerskimi sygnowane wizerunkiem Adama Tailsa zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu w wyniku odpowiedzi na rosnący popyt. Na efekty nie trzeba było długo czekać. jednak głównym problemem przez który czuję potrzebę opisania Wam tych wydarzeń, było to, że państwo islamskie przeniosło się do Europy po tym jak prezydent Trump zrzucił bombę atomową na Syrję i kraje sąsiednie, a co za tym idzie Polska była pełna zradykalizowanych islamistów, którzy często zachodzili do sklepów Tailsa po produkty takie jak cząstka Allacha, czy Allach Uakbar. Jako, że kraj wtedy był bardziej bliższy takim państwom jak Chiny, czy Korea Północna, żadne z mocarstw na czele z Rosją nie odwarzyło się na próby zarzegnania islamizacji Europy, tudzież przenoszenia środka ciężkości głównej siedziby państwa Islamskiego do Polski. Ratować sytuację próbował jedynie nasz dyktatorski prokatolicki rząd, który widząc, że kościoły są masowo burzone, a w ich miejsce powstają meczety, burdele i inne budynki użyteczności publicznej takie jak sklepy z dopalaczami, czy sieć sklepów Wysiadka, gdzie można było kupić gotowe zestawy do robienia bomb, czy dostać nawet gotowe bomby oraz materiały instruktażowe, dzięki którym można było posiąść konieczną wiedzę do przeprowadzania ogromnych w skali i krwawych zamachów czy to jako samotny wilk, czy w większych grupach. Od czasów pierwszych głośnych zamachów takich jak Nicea, czy Berlin techniki ich mocno wyewoluowały. Niezwykle popularne było np. Wjeżdżanie w tłum ludzi cysternami z bęzyną wyładowanymi ładunkami wybuchowymi. . wracając jednak do polskiego rządu został on w koncu zmuszony do masowego wybijania ludności cywilnej takimi środkami jak gaz musztardowy. Nie przyniosło to jednak zbyt dużego efektu… No może poza częstrzym widokiem trupów na ulicach, dlatego po jakimś czasie rząd i tych działań zaniechał. Krążyły słuchy, że Polska po tamtym ludobójstwie rządzona była przez islamistów, a PISOwcy byli jedynie marjonetkami. Jedna z legend mówiła nawet o wtargnięciu ok. dwódziestoosobowej grupy Islamistów uzbrojonych we wciąż jeszcze popularne automaty Kałasznikowa do bunkra podczas jednego z posiedzeń nadzwyczajnych i wybicia całego rządu w pień. Jednak tego nie mogę zweryfikować, ponieważ Polska była totalnie odcięta od świata, coś takiego jak Internet nie istniało od sześciu lat, a uściślając istniało coś na kształt intranetu, tj. Wewnętrznej sieci ściśle kontrolowanej przez rząd, aby wyjechać z jednego miasta do drugiego trzeba było mieć specjalne zezwolenie podobnie jak było tow czasach PRL o ile ktoś to jeszcze pamięta z lekcji historii. Wróćmy jednak do szkoły podstawowej numer 13 w Warszawie.

Dopadli ją. Zapędzili jak psa do jednej z męskich toalet. Nie miała siły uciekać. Chcięli jej pokazać moc sztucznego ogona, mniej więcej wiedziała co zamierzają, a przynajmniej tak jej się wydawało. Złapali ją i zaczęli przywiązywać ją głową do dołu za nogi do czegoś przypominającego ogon, a tamto coś do żyrandola. Wisiała dokładnie nad ubikacją, tak więc miała wspaniały widok na malowniczy krajobraz ekskrementów pozostawionych tam wcześniej.. Pooddychaj sobie kochanie powiedział jeden z nich. Nie płakała. Z resztą co jej by to teraz dało? Najpewniej wypuszczą ją za jakieś 10 minut. Uwielbiali się nad nią znęcać, tylko dlatego, że nie pasowała do nich. Dlatego, że miała inne poglądy, dlatego, że nie kręcił jej Islam. Tylko to wytrzymać.. Nie był to pierwszy raz i.. Pewnie nie ostatni kiedy się nad nią znęcają.

Potężna eksplozja która wstrząsnęła budynkiem ciskała wszystkim co nie było przymocowane do podłogi lub do innych rzeczy. Jedną z tych rzeczy była głowa Marceliny, która uderzając z ogromną siłą w muszlę klozetową rozbiła ją rozlewając całą jej zawartość po całym pomieszczeniu i pozbawiając natychmiast dziewczynę przytomności.
Gdzieś na górze strzeliła rura.
Okoliczne żarówki w kontakcie z wodą zaczęły strzelać niczym folia bombelkowa. Odłamek jednej z nich trafił jednego z chłopaków który wiązał Marcelinę do żyrandola w oko. Wypłynęło i spłynęło mu po policzku. Ból był tak straszny, że zemdlał. Miał na imię Jacek. Tym czasem Marcelina ocknęła się. Krążyła tóż nad sufitem
ubikacji. Trochę ją to zaskoczyło, ale szybko zdała sobie sprawę co się musiało stać. Nie żyła. Wiedziała o tym, skąd to wiedziała? Nie raz udało jej się wyjść po za ciało. Wiedziała jak tam jest. Patrzyła na to pobojowisko ciał i ekskrementów porozrzucane po toalecie. Niektóre ciała poruszały się. Michał! Uciekaj! Powiedziała zapominając, że jako czysta świadomość nie może komunikować się już ze światem fizycznym, ale w tamtej chwili wybaczyła mu to co z nią jeszcze chwilę temu zrobił, oni by jej nie zabili, coś musiało się stać. Zamach? Spojrzała na swoje ciało, jej niegdyś śliczna twarz była w odłamkach tego co niegdyś było muszlą klozetową, to co zobaczyła trochę ją przeraziło, ponieważ nie przypominało już to twarzy tej ślicznej jeszcze kilka minut temu brunetki. Było to natomiast mieszaniną krwi, zawartości toalety, mózgu i połamanych kości. Ale jej już tu nie było. Nie czuła tego- myślała spoglądając na piekło rozgrywające się za wielką dziurą w drzwiach. Tego budynku nie można ocalić – pomyślała. Mają swój Islam – powiedziała do siebie…. To piekło na ziemi. Wypłynęła na korytaż przez ścianę, która jeszcze nie była zajęta ogniem. Jeszcze nie przyzwyczaiła się do tego stanu, że jako duch nie może jej się nic stać, ludzkie odruchy każące chronić siebie brały górę. Gdy znalazła się już poza toaletą zobaczyła, że wszystko w około płonie. Nie było drogi ucieczki. Dla nikogo. Co to kurwa miało być? – Rzuciła pytanie w przestrzeń nie otrzymując jednak odpowiedzi, dla niej i tak nie było już to ważne. Tym czasem kolejne eksplozje wstrząsały budynkiem. Nic tu po mnie, szkoła najpewniej się zawali. pomyślała… Po chwili poczuła przyciąganie. Poddała się mu. Odpłynęła w kierunku tunelu, a następnie w kierunku światła. I tak nie mogła nikomu już pomóc.

Koniec części pierwszej.

Zmodyfikowany

EltenLink