Dzień dobry, choć wieczór, albo i dobranoc byłaby tulepszym terminem. Dzisiejszy wpis będzie traktował
o frustracji, która bierze mnie w ostatnich dniach na ludzi.
Nie dalej jak dwa dni temu, zdałem sobie sprawę, że kolejna granica została przekroczona, stałem się…
Niezwykle drażliwy na wszystkich z byle powodu i tylko dla kilku osób zachowuję dawny spokój. Czuję ogromne zmęczenie np. Ludźmi,
którzy nie potrafią sobie przeczytać helpów, wyciągnąc z tekstu użytecznych informacji, a ponad to oczekują,
że będę znał odpowiedzi na pytania na które oni powinni znać je najlepiej, reasumując… Chcięliby aby
ich problemy były rozwiązywane przez innych, tyle, że to do niczego nie prowadzi, no poza wywoływaniem
właśnie takich stanów emocjonalnych u drugiej strony, bo… Ja rozumiem wszystko, nie wszystko trzeba
ogarniać, ale… Bez umiejętności samodzielnego wyciągania wniosków i potrzeby zdobywania wiedzy za niektóre
rzeczy lepiej się nie brać. Nie wiem, może w tych
czasach jest to normalne, ja w każdym razie wychowywałem się przez długi czas bez dostępu do Internetu,
raczej nie bardzo mogłem zasięgnąć wiedzy od innych, tym bardziej nie było takich wynalazków jak nvda remote, a jedyną możliwością żeby dowiedzieć się czegoś
np. o działaniu Windows było czytanie wszelkich helpów i readme, tak… W czasach 98 z tych helpów można
było wynieść dużo użytecznych informacji. I tak mi zostało do dzisiaj… Prawie nigdy nie pytam, bo wiem
jak się czuję jak inni robią to w sposób ekstremalnie męczący, ale… Co najgorsze w tym wszystkim….
Obecnie mam już niewiele energii aby pomóc tym, którzy realnie nie mogą sobie bez mojej pomocy poradzić, najchętniej
zostawiłbym taką osobę samej sobie, albo zrzucił to na kogoś innego, od… DO tego to wszystko doprowadza,
chociaż to zapewne nie jedyna przyczyna, bo różnie bywało, ale… Nigdy nie czułem się aż tak ekstremalnie
drażliwy i zmęczony. Nie umiem tego wyrzucić z siebie, następną granicą może być…. Samounicestwienie,
katatonia…. Dobrze wiem co powinienem zrobić, ale…. Nie umiem, taki charakter, brnę w to dalej, pomagam,
chociaż wiem, jak działa to na mnie destrukcyjnie.
Dobra… Na ten czas kończę ten słowotok, może w łóżku znajdę choć trochę spokoju. I Na koniec przepraszam
tych na których się to odbija, to nie wasza wina.
Dobranoc.
Author: hryniek
Dzień dobry wszystkim, dzisiaj postanowiłęm napisać o tym jakie to chore akcje odwalałem podcas świadomy
h snów, a co za tym idzie wiedzy, że żadna moralność mnie nie obowiązuje. Ni ma tego dużo, ale… Skoro jest
potrzeba na to żebym to opisał to OK
1. Skakanie oknem, nic może niezwykłego, ale za którymś razem zastanawiałęm się czy mógłbym pomylić
real ze snem, teoretycznie nie… Troszkę inaczej się odczuwa, ale… Miałęm fałszywe przebudzenia i
budziłęm się w łóżku, więc wiecie.
2. Rozbijanie szyb. Któregoś razu podczas pętelki LD postanowiłęm, że wyjdę na klatkę i powybijam wszystkie
szyby i oczywiście tak zrobiłęm.
3. Wyjście na nago na ulicę. I to zrobiłem na zewnątrz ściągając majtki, ino Ci ludzie byli jacyś tacy….
Nie reagowali w ogóle na to co zrobiłęm.
4. Uświadamianie mamy, że nie musi się na mnie drzeć i kłócić ze mną, bo ja i tak śpię w łóżku, a to
jest tylko moja projekcja!
5. Bycie bezczelnym i uświadamianie ojcu, że jest tylko moją projekcją i żeby nie gadał do mnie.
6. Już z tych przyjemniejszych. Tworzenie sobie kotów, lub koleżanki do tańca, nie nie… Zapytacie czy
lubię spełniać jakieś fantazje seksualne z takimi możliwościami i koleżankami? Raz to zrobiłęm, ale nie kręci mnie to,
bo te bociska są zbyt drętwe… Mam ciekawsze rzeczy do roboty.
7. Latanie nad siostrą i jej chłopakiem
No i chyba to tyle na ten czas.
Dzisiaj testowo, gdyż być może znalazłem już dwie metody wywołania jednego błędu, a, że jednak chciałbym napisać
jakiś kawałek tekstu, a nie bardzo mam wizję to powiem tylko tyle, że robię przymiarki do powrotu do
muzyki po tylu latach. To, że uż nawet są efekty tego jednakowoż nie uprawnia mnie do twierdzenia, że
się to stało, a Wam… Drodzy czytelnicy mogę zaoferować póki co pozostanie w świecie domysłów. :3
I tymi radosnymi, pełnymi optymizmu i zniweczonych nadziei słowami, teraz ręka do góry kto myślał, że
właśnie tak postąpię…. Zakończę ten wpis i wyślę żeby sprawdzić to co mnie tak dręczy.
Było już parę minut po trzeciej, gdy mężczyzna siedzący przed komputerem odsunął krzesło pozbawione jednego koła i wstał. Wyglądał na ok metr 80 wzrostu i miał ok. 30 lat. Następnie skierował się w stronę wyjścia z pokoju. Przeszedł przez korytaż, a potem wszedl do kuchni. Chciało mu się palić. Dobrze wiedział, że papierosy nie są gwarantem długowieczności. Pamiętał o dziadku i matce do śmierci których one się najpewniej przyczyniły, ale on chciał teraz tak mu potrzebnego spokoju, chciał coś wreszcie napisać, nawet jeżeli nie teraz to w bliskiej przyszłości, coś za co większość ludzi go na pewno nie pokocha, ale i to zdawało się go jakoś zbytnio nie obchodzić. Był świadom tego, że tak czy tak znajdzie osoby, które nie będą patrzyły na to, że tak bardzo odstaje od ogółu, na to w co wierzy, na to co napisze, tylko na to co zrobi dla innych. Paradoksalnie sam nie mógł się jednak pozbyć tej wady do końca… Chociaż może inaczej. Akceptował ludzi takimi jakimi są, ale nie wyobrażał sobie relacji np. Chłopak/dziewczyna w konfiguracji o skrajnie różnych poglądach na pewne sprawy. Chciał za wszelką cenę iść swoją drogą, robić swoje, pomagać, czasem się powygłupiać, ale jednocześnie robiąc wszystko aby nie szkodzić. Chciał to osiągnąć drogą największych poświeceń jeżeli zaistniałaby taka konieczność. Myśląc tak podszedł do stołu na którym stało pudełko zawierające papierosy, jednak nie sięgnął po nie. Zamiast tego zaczął chodzić w kółko od kuchni przez korytaż aż do wejścia do pokoju. Zawsze tak robił, gdy intensywnie o czymś myślał, lub miało się wydarzyć coś w jego ocenie ważnego. Myślał m.in o czekającym go dniu, ale rzede wszystkim o tym o czym i kiedy tak naprawdę będzie chciał pisać. Minęło w ten sposób kilka minut. W końcu podszedł do stołu, wziął z pudełka jednego papierosa w lewą rękę, w prawą zaś chwycił zapalniczkę, kiedy już uporał się z przypaleniem papierosa kontynuował swój marsz i rozmyślania. Gdy w końcu papieros zaczął się kończyć przygasił peta i odłożył popielniczkę w poprzednie miejsce i skierował się w stronę pokoju. Zamierzał najpierw udać się w stronę jednego z łóżek, gdzie spodziewał się zastać śpiącego tam kota. Był to już stary, siedemnastoletni, schorowany bury kocur, jednak dla niego jedna z tych rzeczy, które sprawiały, że człowiek chce żyć. I nie ważne, że czasem musiał sprzątać rozniesione odchody, ważne, że on zawsze był czy było dobrze, czy było źle. Postrzegał go jak wszystko do okoła jako efekt czyjejś bezwarunkowej miłości, która puściła w ruch całą tę ewolucję tudzież stworzyła życie. On to rozumiał i zawsze brał go na ręce by posłuchać tego jedynego uspakajającego dźwięku, ale sam starał się odwzajemnić to i go wypełnić tą miłością i spokojem, którą nosił w sercu. I nie inaczej było także tym razem. Uniusł go z łóżka i ułożył na ramieniu, kot cicho mrucząc wtulił się w jego ramię. On głaszcząc go delikatnie zaczął myśleć o jego wewnętrznym kocim życiu, o tym co czuje i czy też jest zdolny do uchwycenia tego jedynego uczucia zdolnego do tworzenia, nie doszedł niestety do nowych wniosków poza tymi, które wyciągnął wcześniej intuicyjnie. Mężczyzna w końcu odłożył go delikatnie na łóżko, ostatni raz wtulił się w jego miękkie futerko aby usłyszeć ostatni na tą chwilę raz jego mruczenie i wrócił do komputera. Gdy już napisał powyższy tekst… Zdecydował. Jeszcze nie dzisiaj, jestem zbyt zmęczony. Muszę iść zapalić.
Tym mężczyzną był autor tego wpisu, czyli ja.
Chciałbym powitać wszystkich moich aktualnych i może przyszłych czytelników i z radością poinformować, że powróciłem, chodź… Nie wiem czy jest to jednorazowy powrót czy coś dłuższego, obawiam się jednak, że to pierwsze, W każdym razie jestem. Może nie w takim stylu jak co niektórzyby oczekiwali, ale jednak. No niestety.. Inspiracja tak jak miłość nie wybiera. A człowiek jak pisze to raczej o rzeczach, które leżą mu aktualnie na sercu. Tym razem są to moje traumatyczne przeżycia z systemami od Microsoftu. 😀 😀 :D, ale nie o nich będzie, bo to nie miejsce i nie czas na płacz i dywagacje nad tym jaki to świat jest niesprawiedliwy, za to będzie o tym jak sobie poradzić… Gdy już się stanie.
Wstęp:
1. Poradnik ten kieruję w szczególności do osób zaawansowanych, świadomych jeżeli chodzi o komputery, warto więc mieć jakieś pojęcie o Linuksie w trybie graficznym, gdyż nie mam na celu w tym wpisie uczyć podstaw, a tylko nakreślić rozwiązanie konkretnego problemu. Poza tym równie dobrze można użyć Talking WIndows preinstallation do wykonania poniższych wskazówek, jednak nie ręczę za to, że uprawnienia kontroli dostępu do plików nie zostaną naruszone, chodzi o to, że Linuksowa implementacja ntfs nie respektuje uprawnien, tak więc pozwala na łatwe usuwanie plików,ale co najważniejsze nie zmienia tychże uprawnień chociażby przez to, że kopiujemy z innego użytkownika. W każdym razie wpis ten pisany jest z właśnie tak przywróconego do życia Windows 10 za pomocą dystrybucji Arch Linux i jak możecie się domyślić wszystko zadziałało, a nawet nie wybuchło, ważne jest, że dystrybucja nie będzie miała tu większego znaczenia, ważne by dało się na niej uruchomić Orcę i zawierała ona sterownik do systemu plików ntfs, reasumując… Vinux, Sonar, Antergos, ubuntu się powinny nadać.
2. Wskazówki zawarte tutaj odnoszą się do konkretnego scenarjusza tj. Zmieniamy system w konfiguracji czysta instalacja, ale bez wprowadzania jakich kolwiek zmian w system plików, inaczej mówiąc.. Mamy sobie Windows 10, chcemy zainstalować 7, ale bez formatowania, odwrotnie też może być, w każdym razie wszystko sprowadza się do coś poszło nie tak.
3. Rozwiązanie opisanego tu problemu najprawdopodobniej będzie działać od Windows Vista w zwyż i odwrotnie, Windows XP ze względu chociażby na inny proces rozruchu, ale nie tylko.. Jeżeli jest w ogóle możliwy do przywrócenia będzie wymagał innych procedur, których zakres tego wpisu nie obejmuje.
4. Oczywiście warto przywracać systemy, które przed zmianą były względnie sprawne, w innych okolicznościach nie ma to kompletnego sensu.
5. Wpis ten piszę w oparciu o Linuksa i menedżer plików nautilus. Pod WIndowsem procedury będą wyglądały podobnie, jednakowoż spodziewam się dużo brudniejszej roboty przy usuwaniu plików.
Przygotowania i naprawa.
Po 1. przed przeinstalowaniem systemu, czy jaką kolwiek newralgiczną czynnością, która ingeruje mocno w system… Ahh.. Co ja gadam… Zawsze! Warto mieć kopię zapasową przynajmniej tych najważniejszych danych i to nie na drugiej partycji, bo to daje tylko złudne poczucie bezpieczeństwa i czasem może nam ułatwić życie, ale wszystko do czasu gdy jakiś upadek laptopa, czy ramdomowa awaria dysku nie wyśmieje nas i brutalnie nie sprowadzi do parteru w skrajnym przypadku nawet nie dając najmniejszych szans na odzyskanie danych. Tak więc… Kopia przynajmniej najważniejszych danych na osobnym nośniku.
PO 2. Instalujemy normalnie system i jeżeli wszystko poszło dobrze…. Reszta nas nie obchodzi.
3. Stało się! System wpadł w pętlę restartów, lub nie uruchamia się! I co ja mam teraz zrobić! Ah! I ten cholerny instalator nie kwapi się do automatycznego wycofania wprowadzonych zmian! Po pierwsze nie panikować, po drugie nie rozpaczać nad tym, że będziesz musiał znowu tą je*ną dziesiątkę instalować, przy odrobinie wiedzy i samozaparcia przywrócimy w kilku krokach wszystko do stanu z przed uruchomienia setup.exe, możemy sobie dać czas na odpoczynek i przygotowanie się do tego.
1. Scenarjusz 1 Mamy zainstalowanego Linuxa i uefi. Tutaj po prostu odpalamy Linuksa i idziemy do kroku 2. Jednak nie u każdego to zadziała! Takie osoby muszą w takim przypadku postąpić jak osoby nieposiadające UEFI/Linuksa.
Scenarjusz 2. Nie mamy Linuksa, lub mamy mbr. W obu przypadkach musimy mieć przygotowane jakieś środowisko, może być od biedy Windows preinstallation, gdyż i tak zainstalowane Linuksy (o ile je mamy) nam się w takiej konfiguracji nie uruchomią ze względu na nadpisanie programu rozruchowego.
2. Otwieramy partycję z rozbebeszonym Windowsem. Tutaj warto się sugerować rozmiarem o ile się różni i oczywiście zawartością.
3. Usuwamy kolejno Program files, program files (x86) (w przypadku 32-bitowej wersji Windows nie będziemy mięli folderu Program files (x86), następnie program data, Users i Windows, potem dowiązania do $recycle bin i documents and settings. Jeżeli coś nie będzie chciało się usunąć np. Komunikat o braku uprawnień, to zamiast zastanawiać się czy zrobimy to z roota, od razu zmieniamy nazwę folderu, który generuje błąd na dowolną inną.
Po wszystkim dla wygody możemy otworzyć sobie nową kartę naciskając ctrl+t, w niej wejźć do folderu windows.old i po kolei przenieść foldery znajdujące się tam po prostu wklejając je do poprzedniej karty gdzie mamy otwarty katalog główny naszej partycji. Dlaczego po kolei? Ponieważ gdyby jakimś cudem coś nie chciało się przenieść łatwiej będzie nam ustalić co poszło nie tak.
Przy przenoszeniu nawet 600 gb danych nie powinno być odczuwalne. Dla pewności możemy odczekać kilka sekund i tabem sprawdzać czy nie trwają działania. Gdy wszystko przeniesiemy w odpowiednie miejsce możemy wykonać restart. w przypadku UEFI nie musimy wykonywać żadnych dodatkowych kroków, nawet nie musimy się martwić tym, że przywracamy 10, a tam siedzi bootloader od siódemki, po prostu w stanie. W przypadku mbr mogą, ale nie muszą być wymagane przywrócenie bootloadera przy pomocy konsoli wywoływanej z shift+f10 z nośnika instalacyjnego Windows i wykonanie poleceń bootrec /fixmbr oraz bootrec /fixboot.
Po udanym restarcie możemy nazwę folderu, który nam się nie chciał usunąć zmienić na windows.old i uruchomić oczyszczanie z opcją czyszczenia plików systemowych. Ważne! Po wszystkim, a nawet przed czyszczeniem pozostałości z Windowsa, którego usuwaliśmy warto
wykonać checkdiska tj. sprawdzanie dysku.
Mam nadzieję, że tym wpisem chociaż jednej osobie zaoszczędzę od kilku do kilkunastu godzin, które będzie mogła poświęcićnna inne aktywności niż przeinstalowywanie systemu.
Pozdrawiam:
Ps. Błędy? Coś wyjaśniłem niezrozumiale, lub wprowadzam w błąd? Pisać w komentarzach poprawię.
Dzisiaj Walentynki. Jedni wyznają sobie miłość, drudzy piszą. Co łączy obie grupy? Obydwie się spełniają
w tym co naprawdę kochają.
2027 historia alternatywna cz 1
Historia którą chcę Wam opowiedzieć wydarzyła się w 2027 roku. Wtedy czasy były troszkę inne, dla przykładu weźmy listę lektur na której mogliśmy znaleść tytuły takie jak: Przygody Adama Tailsa autor tego dzieła literackiego nie jest znany, książka ta opowiada m.in o pewnym psychopacie który miał obsesję na punkcie ogonów zamordował M.in swoją siostrę, w każdym razie okazała się ona dla wtedy ówczesnego ministra edukacji Antoniego Macierewicza było to jeszcze za czasów dyktatury PISu na tyle być wartościowa dla pokolenia dopiero stawiającego pierwsze kroki w swoim życiu, że nie dość, że znalazła się na liście lektur obowiązkowych, to często pojawiała się na maturach z wychowania do życia. Tak.. Dobrze słyszycie. Wtedy były właśnie takie dziwne czasy i przedmioty. WDŻ został wprowadzony jeszcze za kadencji minister Anny Zalewskiej.
Było tóż po dwónastej, kiedy cała ta piepszona gawiedź rozlazła się ze swoich klas na korytaże. Między nimi była i Marcelina. Była to uczennica siódmej klasy, wysoka brunetka, dziewczyna niczego sobie. Niestety na jej niekorzyść składało się to, że ogólnie była małomówna, bardziej ją interesowało życie duchowe, eksterjoryzacja, zadawała sobie często pytania o cel życia, raczej stroniła od alkoholu i innych używek, no i nie obchodził jej ten cały Tails, który ostatnio nawet doczekał się ekranizacji. Tak… Właśnie Tails. Zanim przejdę jednak do opisu konkretnych wydarzeń, chciałbym trochę opowiedzieć o tamtych czasach w jakich żyliśmy jak i o samym Tailsie i jego wpływie na ówczesną popkulturę. Książka, jak i wersja kinowa na którą nauczyciele i rodzice ochoczo zabierali swoje pociechy biła rekordy popularności deklasując chociażby takie dzieła jak Harry Potter czy 50 twarzy Greya. Sama premiera przyniosła 12000000 zł przychodów wytwórni Koci Ogon, premierę filmu o człowieku z kocim ogonem obejrzał nawet sam prezydent… Jarosław Kaczyński, który był miłośnikiem kotów.
Popularność Tailsa nie uszła nawet uwadze narkotykowemu podziemiu. W związku z tym, że partia rządząca w ogóle nie radziła sobie z problemem chandlu dopalaczami, a popyt na nie inkrementował liniowo, sklepy z produktami kolekcjonerskimi sygnowane wizerunkiem Adama Tailsa zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu w wyniku odpowiedzi na rosnący popyt. Na efekty nie trzeba było długo czekać. jednak głównym problemem przez który czuję potrzebę opisania Wam tych wydarzeń, było to, że państwo islamskie przeniosło się do Europy po tym jak prezydent Trump zrzucił bombę atomową na Syrję i kraje sąsiednie, a co za tym idzie Polska była pełna zradykalizowanych islamistów, którzy często zachodzili do sklepów Tailsa po produkty takie jak cząstka Allacha, czy Allach Uakbar. Jako, że kraj wtedy był bardziej bliższy takim państwom jak Chiny, czy Korea Północna, żadne z mocarstw na czele z Rosją nie odwarzyło się na próby zarzegnania islamizacji Europy, tudzież przenoszenia środka ciężkości głównej siedziby państwa Islamskiego do Polski. Ratować sytuację próbował jedynie nasz dyktatorski prokatolicki rząd, który widząc, że kościoły są masowo burzone, a w ich miejsce powstają meczety, burdele i inne budynki użyteczności publicznej takie jak sklepy z dopalaczami, czy sieć sklepów Wysiadka, gdzie można było kupić gotowe zestawy do robienia bomb, czy dostać nawet gotowe bomby oraz materiały instruktażowe, dzięki którym można było posiąść konieczną wiedzę do przeprowadzania ogromnych w skali i krwawych zamachów czy to jako samotny wilk, czy w większych grupach. Od czasów pierwszych głośnych zamachów takich jak Nicea, czy Berlin techniki ich mocno wyewoluowały. Niezwykle popularne było np. Wjeżdżanie w tłum ludzi cysternami z bęzyną wyładowanymi ładunkami wybuchowymi. . wracając jednak do polskiego rządu został on w koncu zmuszony do masowego wybijania ludności cywilnej takimi środkami jak gaz musztardowy. Nie przyniosło to jednak zbyt dużego efektu… No może poza częstrzym widokiem trupów na ulicach, dlatego po jakimś czasie rząd i tych działań zaniechał. Krążyły słuchy, że Polska po tamtym ludobójstwie rządzona była przez islamistów, a PISOwcy byli jedynie marjonetkami. Jedna z legend mówiła nawet o wtargnięciu ok. dwódziestoosobowej grupy Islamistów uzbrojonych we wciąż jeszcze popularne automaty Kałasznikowa do bunkra podczas jednego z posiedzeń nadzwyczajnych i wybicia całego rządu w pień. Jednak tego nie mogę zweryfikować, ponieważ Polska była totalnie odcięta od świata, coś takiego jak Internet nie istniało od sześciu lat, a uściślając istniało coś na kształt intranetu, tj. Wewnętrznej sieci ściśle kontrolowanej przez rząd, aby wyjechać z jednego miasta do drugiego trzeba było mieć specjalne zezwolenie podobnie jak było tow czasach PRL o ile ktoś to jeszcze pamięta z lekcji historii. Wróćmy jednak do szkoły podstawowej numer 13 w Warszawie.
Dopadli ją. Zapędzili jak psa do jednej z męskich toalet. Nie miała siły uciekać. Chcięli jej pokazać moc sztucznego ogona, mniej więcej wiedziała co zamierzają, a przynajmniej tak jej się wydawało. Złapali ją i zaczęli przywiązywać ją głową do dołu za nogi do czegoś przypominającego ogon, a tamto coś do żyrandola. Wisiała dokładnie nad ubikacją, tak więc miała wspaniały widok na malowniczy krajobraz ekskrementów pozostawionych tam wcześniej.. Pooddychaj sobie kochanie powiedział jeden z nich. Nie płakała. Z resztą co jej by to teraz dało? Najpewniej wypuszczą ją za jakieś 10 minut. Uwielbiali się nad nią znęcać, tylko dlatego, że nie pasowała do nich. Dlatego, że miała inne poglądy, dlatego, że nie kręcił jej Islam. Tylko to wytrzymać.. Nie był to pierwszy raz i.. Pewnie nie ostatni kiedy się nad nią znęcają.
Potężna eksplozja która wstrząsnęła budynkiem ciskała wszystkim co nie było przymocowane do podłogi lub do innych rzeczy. Jedną z tych rzeczy była głowa Marceliny, która uderzając z ogromną siłą w muszlę klozetową rozbiła ją rozlewając całą jej zawartość po całym pomieszczeniu i pozbawiając natychmiast dziewczynę przytomności.
Gdzieś na górze strzeliła rura.
Okoliczne żarówki w kontakcie z wodą zaczęły strzelać niczym folia bombelkowa. Odłamek jednej z nich trafił jednego z chłopaków który wiązał Marcelinę do żyrandola w oko. Wypłynęło i spłynęło mu po policzku. Ból był tak straszny, że zemdlał. Miał na imię Jacek. Tym czasem Marcelina ocknęła się. Krążyła tóż nad sufitem
ubikacji. Trochę ją to zaskoczyło, ale szybko zdała sobie sprawę co się musiało stać. Nie żyła. Wiedziała o tym, skąd to wiedziała? Nie raz udało jej się wyjść po za ciało. Wiedziała jak tam jest. Patrzyła na to pobojowisko ciał i ekskrementów porozrzucane po toalecie. Niektóre ciała poruszały się. Michał! Uciekaj! Powiedziała zapominając, że jako czysta świadomość nie może komunikować się już ze światem fizycznym, ale w tamtej chwili wybaczyła mu to co z nią jeszcze chwilę temu zrobił, oni by jej nie zabili, coś musiało się stać. Zamach? Spojrzała na swoje ciało, jej niegdyś śliczna twarz była w odłamkach tego co niegdyś było muszlą klozetową, to co zobaczyła trochę ją przeraziło, ponieważ nie przypominało już to twarzy tej ślicznej jeszcze kilka minut temu brunetki. Było to natomiast mieszaniną krwi, zawartości toalety, mózgu i połamanych kości. Ale jej już tu nie było. Nie czuła tego- myślała spoglądając na piekło rozgrywające się za wielką dziurą w drzwiach. Tego budynku nie można ocalić – pomyślała. Mają swój Islam – powiedziała do siebie…. To piekło na ziemi. Wypłynęła na korytaż przez ścianę, która jeszcze nie była zajęta ogniem. Jeszcze nie przyzwyczaiła się do tego stanu, że jako duch nie może jej się nic stać, ludzkie odruchy każące chronić siebie brały górę. Gdy znalazła się już poza toaletą zobaczyła, że wszystko w około płonie. Nie było drogi ucieczki. Dla nikogo. Co to kurwa miało być? – Rzuciła pytanie w przestrzeń nie otrzymując jednak odpowiedzi, dla niej i tak nie było już to ważne. Tym czasem kolejne eksplozje wstrząsały budynkiem. Nic tu po mnie, szkoła najpewniej się zawali. pomyślała… Po chwili poczuła przyciąganie. Poddała się mu. Odpłynęła w kierunku tunelu, a następnie w kierunku światła. I tak nie mogła nikomu już pomóc.
Koniec części pierwszej.
Zmodyfikowany