Tak właśnie tak, to troszku jak kontynuacja Wszystko musi się jakoś zacząć. I pośrednio tym jest, gdyż
tamten wpis poprzedził moje tworzenie, którego jakoś nie wrzuciłem. W każdym razie.
Nie witam się dzisiaj z Wami, gdyż zawsze to robię, a jak wiadomo wyjątek potwierdza
regułę. Nie no, żart, oczywiście, że to reguła potwierdza wyjątek.
W każdym razie… Jutro najprawdopodobniej idę robić ze znajomym Trance, albo jakiś House, jak coś z tego powstanie
to wrzucę na bloga. Chcecie? Czy może jednakowoż nie.
Author: hryniek
Dzien dobry. Jako, że ostatnio nie mam pomysłu na wrzucenie jakiegoś ciekawego tekstu, a i też nie dzieje
się nic wartego opisania…. No to takie coś tym razem pozwolę sobie zapodać:
10 przykazań ALkoholu:
1. Nie będziesz miał innych używek przede mną.
2. Nie będziesz pił alkoholu swego nadaremno.
3. Pamiętaj abyś dzień święty opił.
4. Czcij piwo swoje i wódkę swoją.
5. Nie wylewaj.
6. Nie mieszaj.
7. Nie podpijaj.
8. Nie mów fałszywego świadectwa o tym, że pić nie będziesz, bo wiesz jak zawsze się to kończy.
9. Nie pożądaj wódki bliźniego swego.
10. Ani także piwa, które jego jest.
DObry wieczór wszystkim. Chcialbym tak na dobry początek powiedzieć, że kot jest jeden. NO, ale… TO
był wstęp, a teraz….
Do prawdy zadziwia mnie jak łatwo przychodzi mi manipulować wspomnieniami innych. Jest sobota? ALe czy
na pewno? Niee.. Nie pomyliłem przecież dni. Mieliśmy jechać na wieś, jednakowoż nie pojechaliśmy….
BO tak. W między czasie siostra miała przywieźć ZOśkę. Od około pięciu dni wiedziałem, że będę się opiekował
tym wrednym kotem, czułem z tego powodu radość pomimo wiedzy, że ten kot to mnie wybitnie nie lubi i
złapać go to się raczej nie da.
ALe… Ja… Ja jestem kłębkiem nerwów po tamtych wydarzeniach. Nie mogę jeść, mija tak drugi dzień, być może tak czują się ludzie
zażywający amfetaminę, nie wiem, nie brałem. Myślę czy nie zamontować do systemów plików urzondzonka o wdzięcznej nazwie /dev/thc, jednak w porę przypominam sobie, że przecież nie uwzględniłem go przy generowaniu fstab, więc muszę się obejść w związku z powyższym bez niego i znaleźć alternatywę. Jest po 19, gdy słyszę dźwięk domofonu oznajmiający, że
ktoś wszedł do budynku i to wszedł ktoś znający kod tego konkretnego mieszkania. Wiem, że to tylko mogła być jedna osoba, mogę nawet powiedzieć, że jestem blisko
z nią spokrewniony. Siostra się mówi na takie osoby i… Właśnie ten dźwięk uświadomil mi, że to właśnie
ona próbuje naruszyć i tak mój iluzoryczny spokój. Nie no żartuję. :D, w każdym razie pospieszyłęm otworzyć
drzwi, gdyż tylko ja mogłem to zrobić. Przyszła aby dostarczyć
mi tego kota i wyjaśnić mi co i jak z jego opieką i zapewnić mnie, że wszystko będzie dobrze co by się
nie stało. Po ok. 15 minutach zostaję teoretycznie sam z sobą i z Eltenem. Tak z nim właśnie, gdyż chyba
nie zostało mi nic innego jak poodpisywać, a być może pomóc na tutejszym forum, ach… Zapomniałbym, że
ja przecież tutaj moderuję, więc chcąc nie chcąc muszę doglądać poczynań innych userątek i w razie potrzeby
upomnieć jakieś, a w skrajnym przypadku wyciągnąć konsekwencje. :D. ALe spokojnie, tutejsza społeczność
jest na tyle spokojna, że nie wywołuje u mnie out of body experience samym tym, że istnieje. 😛
ALe… Na czym to ja skończyłem? Na tym, że siostra poszła, czy na tym, że zamknąlem za nią drzwi. A może na tym, że poszła i zamknąlem za nią drzwi. Ktoś to w ogóle pamięta? Dobra niech będzie, że skończyłęm na tym, że drzwi poszly i zamknąłem za nimi siostrę. Tak chyba brzmi to najlepiej i najsensowniej. Nieprawdaż?
Peeeewnie, że tak. Wasze głośne milczenie oznacza zgodę. 😀
Aj,, ale… Przecież to już było, poszedłem dalej z tą historią i pisalęm coś o Eltenie.
Klik:
Coś się jednak zmieniło, znowu wychodzi, przecież to szaleństwo, to już trwa w nieskończoność, chyba mam dosyć, czekam aż faza non Rem obejmie moje otoczenie, wchodzę do pokoju i zabieram 3/4 tego dla siebie. Powinienem zrobić z tym jedyną i słuszną rzecz, ale jedyna i słuszna rzecz nie zawsze oznacza to samo. Uspokajam się, lekko się otwieram rozmawiam z Żywkiem.
Klik:
To już chyba następny dzień, tak… Chyba tak, a przynajmniej mój telefon uważa, że jest 5 rano. Rozmyślam nad tym co przyniesie, czuję się jednak dużo silniejszy, dzięki pewnej osóbce z którą przerozmawiałem ok 2 h, która wniosła tą rozmową dużo radości. i która zdaje się rozumieć różne rzeczy dziejące się we mnie.
Klik:
Moja prewencja nie na dużo się zdała, ale tym razem to nie ja jestem obiektem tych śmiesznych ataków. Decyduję się w końcu coś zjeść, ale… Moje samopoczucie po jakimś czasie pikuje w dół.
W pewnym momencie zdaję sobie sprawę jak bardzo przez ostatnie tygodnie stałem się samotnikiem, poza Eltenem i FB i GG nie da się mnie nigdzie złapać. Myślę bardzo poważnie nad pozbawieniem się i tego, a ponad to wylączenie telefonu aby nikt i nic nie mógł naruszyć tego.
Klik:
Powtórka z wczoraj, znowu to robię, ale tak naprawdę nie wiem po co. Przecież mnie to nie uspokaja, a doprowadza do jeszcze większego smutku, ale manipulacja wspomnieniami innych jest przecież taka fajna. A może wiem? Może po prostu inaczej już nie umiem gadać z ludźmi? Wchodzę na Teamtalka, jednak nie znajdując nikogo na NVPS;ie kto by chcial ze mną porozmawiać w desperacji uciekam na Tyflonet i tam rozmawuję sobie przez ok. godzinę jednocześnie sluchając audycji w radju DHT, która wtedy trwała.
Klik:
Zastanawiam się czy to rozbite obok mnie i porozrzucane niczym koci żwirek z kuwety szkło stanowiło od zawsze element wzornictwa pomieszczenia w którym się znalazłem, nie trwa to jednak długo. Przecież ja przyszedłem zjeść, a nie prowadzić filozoficzne rozważania. Nie zadałęm sobie nawet trudu żeby się zabezpieczyć, tak naprawdę jest mi obojętne to co się stanie. Móglbym nawet coś z tym zrobić, ale…. TO kurwa nie ja do tego doprowadzilęm.
W między czasie rozmawiam z siostrą, Żywkiem i moją serdeczną przyjaciółką, której pragnąłbym podziękować z tego miejsca za wsparcie i za to, że jest. WYdarza się jeszcze jedna rzecz. Szukam kota, tego wrednego kota, bardzo źle się zaczynam czuć się z tym, że coś mi moglo umknąć, a tego kota… Nie ma. Jednak op jakimś czasie slyszę odgłosy dobiegające z kuwety. MOgę odetchnąć z ulgą. SLucham jakiegoś starego Hands upu.
Nieoczekiwanie ogarnia mnie nieświadomość.
Klik:
Znowu wychodzi, tylko tyle, że teraz jest chyba środek nocy, przecież to szalenstwo. NIe nie, czekajcie… POwyższe już chyba było, przecież tak ma być, wszystko jest dobrze… ALe nie ze mną. Ròwnie dobrze móglbym się przecież unosić pod sufitem i obserwować swoje udręczone zwłoki z góry, może w końcu odpowiedzialbym sobie na pytanie czy podobałbym się kobietom. Ludzie możeby i płakali jedni bardziej szczerze, drudzy mniej, ale dla mnie byłoby to już nie ważne. Ich płacz nie byłby już w stanie zmienić przeszłości, byłby bezcelowy i próżny.
Jednak to się nie dzieje, węzeł zatokowy generuje zdecydowanie niezatokowy rytm. Przytlacza mnie bezcelowość moich dzialań. Na co to było? CO mi to dało poza tym, że porozmawialem z ludźmi? Gdybym mógł płakal bym krwią, ale… Jednakowoż została mi tylko możliwość płaczu standardowymi łzami. Na koniec daję jeść kotu, niech chociaż on jest szczęśliwy.
Uwaga: WPis może być aktualizowany o nowe fakty.
Witam noworocznie, chcialbym Wam wszystkim życzyć Szczęśliwego Nowego Roku, spełnienia w miłości, realizowania
Waszych celów i wszystkiego czego sobie tam życzycie. A teraz… Powspominajmy.
— Logs begin at nie 2017-12-31 00:00 CEST, end at wto 2018-01-02
2017-12-31: 10:00: Czekam, będzie nie będzie. Wychodzę z siebie, bardzo chciałbym wiedzieć… JUż, teraz.
2017-12-31: G13: Dalej niepewność, ale może jednak?
31-12 2017: g14:30. Tak, dzisiaj wyjeżdżam, ten sylwester to będzie dramat, a siostra przecież mówiła,
że koty nie są dwa. Tak szczerze… Moglaby mi tą Zośkę zostawić, może to by mi przypominało o tym ile
ich jest tak naprawdę.
31.12.2017: g17.JUż w pociągu, jedziemy z Żywkiem do jedynych i słusznych chłopaków.
31-12-2017: ok 18. JUż na miejscu, stwierdzam, że kolejne miejsce nowe, które odwiedzam, gdy w ten moją
rozkminę przerywa jakiś polski narodowy idiota, który przypruwa się do Żywka aby ten oddał kasę.
31-12-2017: 30 sekund później. TYm polskim narodowymi idiotom, Petru żydem okazuje się nasz póśźniejszy
znajomy, który przyszedł nas odebrać. Niezły początek.
31-12-2017: ok: 18:30 JUż na miejscu, wszyscy przywitani, atmosfera względnego chilloutu.
31-12-2017: 19:15. Wstrzymuję oddech, na długo, czekam na to so się wydarzy. A wiem, że się wydarzy.
31-12-17: Godziny nie są podawane ze względu na pad mojego wewnętrznego RTC.
Oni się śmieją, tylko nie wiem z czego. Na pewno ze mnie, ale… ALe ja przecież nic nie robię! Tylko
egzystuję grając w gr mapę z samolotami.
Odfwrót, nie bardzo ogarniam świat w ktoym mi przyszło spędzać tą Wigilię, znaczy.. Sylwestra.. Zdejmuję
buty, rozbieram się, wolalbym aby wszyscy mnie zostawili, jednakowoż tak się nie da. Czuję się obserwowany,
jednak pozwalam sobie na rozmyślania.
Siostra… ALe skąd ona się tu wzięła? Przecież nie może jej tu być, nie podawalem jej przecież adresu, ale przecież ona mówi o swoim chłopaku!
To na pewno ona. ALe nie.. To chyba jednak mama jednego z chlopaków. Bawi mnie to, tak jak pewne pytanie:
Czy chcę…. Bawię się tym, dystansuję się, śmieję się z tego, wszyscy są jacyś odlegli i nie ważni,
egzystuję, ale… Staram się czasem odpowiadać na ich pytania. Oni nie wiedzą tak naprawdę co przeżywam,
chcę lecieć, czuję wibrację, moglbym się oderwać! Dlaczego miałbym tego nie zrobić? Teraz? Nie wiem.
Zastanawiam się nad 2 kotami, jak to z nimi jest. Dlaczego właśnie dwa, nie wiem z jakiej paki gdzieś
czuję obecność matki. PO co mi to jeszcze do szczęścia? To nie dzień na takie przemyślenia! Chyba mam
dosyć, część tego niknie bezpowrotnie w /dev/null. Ubieram się, muszę zapalić, mijającym mnie osobom
zadaję pytanie retoryczne: Dlaczego moja matka to widzi, ale nie bardzo chce grzmieć o tym? Nie otrzymuję
jednak odpowiedzi. Trzeba coś wypić, piję powoli, acz… Nie odmawiam, jest jakoś inaczej… Tak /dev/nullowo,
chyba nie dzieje się nic szczególnego, chyba…., bo w tle slyszę jakieś rapsy, jakieś rozmowy, ale…
Ja jestem daleko i na pewno nie zamierzam wracać, jeszcze nie teraz. Kolejny raz wstrzymuję oddech w
oczekiwaniu, ale to nie bardzo przychodzi. Intuicja mnie zawiodła heheee. Idą kolejne kielony. TO już
chyba północ, znowu wstrzymałęm oddech, bo na takie wydarzenia warto to zrobić. JUż sam nie wiem ile
ich jest. MOże wcale nie dwa. Wybuchają jakiejś petardy, latają fajerwerki, ale… Wszystko jest takie
jakieśnierealne, istnieję sam w sobie i dla siebie. Znowu rozmawiam z kimś, kolejne polanie i polanie,
nieee… Tak sie zdecydowanie nie da egzystować. Zasypiam ok 2. Nie i nie będę spał na rozłożonym łóżku.
Obok karteczka.
"Uprasza się o zostawienie moich zwłok w spoczynku". Poniżej, Wielkimi literami dla osób, które dopiero uczą
się czytać, lub mają problemy z tym skrócona forma proźby: "Wypierdalać ode mnie".
Godzina 7:00, wstaję, a ze mną Żywek. Palę i dokańczam swojego nieskończonego kielona.
Jakiś czas później znowu wstrzymuję oddech w oczekiwaniu, raz, drugi… Jest…. Koty znowu są razem.
Dwa są, kiwam się na boki i ogłaszam wszem i obec, że jestem Petru żydu, co by mnie nikt bezczelnie nie oskarżał o jakieś blindyzmy. Wszystko podkręcam kawą i kolejnymi kielonami. Ale brak mi już siły na egzystencję, oddzielam
się znowu, w słuchawkach lecą jedyne i sluszne stare rapsy, mieszane z handsupem, chcę tańczyć i pewnie
bym to robił niczym striptizerka gdyby nie możliwość porozwalania wszystkiego. Wychodzę na dwór, jest tam kot, zdecydowanie
miękki kot, purzy, ale tylko do momentu w któym nie biorę go na ręce. ALe on jest taki koci w tej swojej
kociości, czuję radość trzymając tego kota na ręcach, taak… Brakuje mi kota, muszę mieć kota, znowu
się wtulam w niego. Czuję ogromną radość z obecności kota. To nie jest mój kot, ulubiony kot, ale kot.
Znowu wracam do bezproduktywnej egzystencji i dziwnych przemyśleń. ZNowu mnie nie ma dla nikogo. Niedługo
czas wracać, jeszcze jeden kielonk, drugi. O zeżartej ilości jedzenia nie wspomnę, bo i po co? I chyba
nie było to aż tak relatywnie wiele. Samopoczucie nie chce się podkręcać, jestem w dziwnym zawieszeniu.
Czas wracać, podziękowania, pożegnania… Rozdzielamy się i zostałem w końcu odholowany za bramę.
Jestem w domu po podróży pociągiem, teraz sam sobie zamierzam pojeździć. Aż z wrażenia wstrzymałem oddech,
raz, drugi, trzeci, gdy uświadomiłęm sobie, że mogę to zrobić.
I jestem w pociągu, Jego trasa wiodła przez Kaniów, Rachoniów, aż do Sumlinka. To właśnie tu zamierzam
wysiąsć. Jednak mój pociąg mial inne plany kpiąc sobie z praw fizyki i tego, że jest pojazdem szynowym
zacząłem robić sobie kułeczka na ręcznym, dzwonię do Żywka aby mu przekazać, że właśnie wyjechałem. Próbuję
z jakimiś ludźmi gadać na czacie, ale… ZOstałęm zapętlony, nie bardzo wiedzialęm o czym z nimi pisać,
więc tylko ich witałem, byli za bardzo naćpani, zupełnie nie wiedziałem co z nimi jest. W między czasie
otworzylem czekoladę i zjadłem pół, albo i więcej na raz. Gdy już byłemw
połowie drogi między Kaniowem, a Rachoniowem na tt wszedł Żywek co mnie bardzo zdziwiło, gdyż… Pokazywal
mi mruczenie kota. ALe to nie był kot, kot tak naprawdę byl autobusem, który na koniec okazał się pociągiem.
Ale dlaczego on właściwie kotem jechał? Tego nie wiem i nie wiem czy chcę wiedzieć. Znowu wibracje, znowu
chcę lecieć, lecę, ale nie tak jakbym pragnąl. Wszyscy się przecież kochamy bezwarunkową i uniwersalną
miłością. Jestem miłością. I wtedy to czuję… Tą pewność, że koty są dwa, mimo ewidentnego braku ich
egzystencji w miejscu w którym się znalazłem. Rozmyślam dalej o wszystkim, moje oprogramowanie do wyciągania
informacji z /dev/null nie jest idealne. Jeszcze kilka razy wstrzymuję oddech. TO jest dramat, wiem,
że Sumlinek jest już blisko, przełączam laptopa w stan ACPI s3 i kładę się. Mam dosyć. Lecę, lecę, jest
źle i dobrze jednocześnie. Czuję, że będę potrzebował dłóższej przerwy, w końcu nigdy nie robilem licencji
na kierowanie pociągami. Jestem zmęczony, ale…. Wszyscy przeżyli i to jest najważniejsze. Usypiam latając.
Wto 2 stycznia 2017: Godzina 19. Kończę przekierowywać powyższy strumień myśli, mam coś tu jeszcze zrobić
na ELtenie, ponoć jestem moderatorem, al;e wczoraj jbyłem tak zajęty patrzerniem na drogę jadąc, że poza
ptrzeczytaniem msg… Nie dalo się nic więcej z tym zrobić.
Tak więc… DO miłego.
Chcecie więcej takich wspomnień? A może do tego jeszcze coś archiwalnego? Pisać.
Kocham te dni.
Dzień dobry, bo nie dobranoc i nie dobry wieczór, czas coś jeszcze napisać tak na koniec roku. I co ja
mogę napisać? A coś haotycznego, że jestem zmęczony, zniszczony i w ogóle. Ci co wiedzą to wiedzą co
mam na myśli. Święta? Jakby to powiedzieć, dawno nie miałęm tak wspaniałych świąt i chcialbym podziękować
z tego miejsca pewnym osobom za urozmaicenie mi tego okresu i pokazania mi czym jest prawdziwa miłość
i miło spędzony czas w gronie rodzinnym.
😀 :). Na pewno dzięki tym świętom stałem się szczęśliwszym człowiekiem, to Wam mogę Drodzy czytelnicy
powiedzieć tak w tajemnicy.
Jaka przyszłość? Nie wiem, ale jeżeli nowy Przedchwil się narodzi… TO nie będzie już to ten sam Przedchwil.
Oczywiście, że koty zostaną dwa, będą też także miękkie! A dodatkowo twarde, ale gdzieś na poziomie molekularnym
mojej duszy strzeliło kilka bezpieczników, nie wiem w którą stronę to pójdzie, czy stanę się lepszym
człowiekiem, czy gorszym, a może będzie miało to wszystko na całokształt taki wpływ jak woda destylowana
na elektronikę. Narazie jest pustka, może sylwester będzie w stanie choć na chwilę mnie ożywić. Nie wiem co
jeszcze napisać. Chyba mogę Wam drodzy czytelnicy życzyć szczęśliwego nowego roku.
Trzymajcie się i mam nadzieję do następnego napisania.
Koootyyyyy!
Dzień dobry: Tak… Ta kategoria nie została przypadkowo założona. Właściwie to zalożyłem ją nooo…
DO napisania o tym jak to wszystko postrzegam, przy czym nie bardzo obchodzi mnie to czy jest to zgodne
z przyjętymi ogólnie normami, czy jednakowoż nie. Nie mniej potrzebowałem do napisania tych wypocin dobrych
kilku
miesięcy.
. Zdaję sobie sprawę, że w najlepszym przypadku nie zostanę zrozumiany, ale… Jeżeli choć dla jednej
osoby będzie to jakąś wskazówką… Jest to warte wszystkiego.
Tylko zaraz, zaraz… Nie jest to takie hop siup, bo temat jest ciężki i nie bardzo wiem jak to zacząć/.
Może od spojrzenia na religie?
Tak więc… Co do nich…. Nie chcialbym się utożsamiać z żadną, choć najbliżej byłoby mi do tych dalekowschodnich,
gdyż wierzenia tamtejszych ludzi najbardziej pasują do tego co uważam jak jest i co mi podpowiada logika.
Dlaczego więc mimo wychowywania w szkole katolickiej odrzucam wiarę chrześcijańską?
A no ponieważ wiara ta daje mi tylko teoretyczną wolną wolę. Według Chrześcijaństwa większy nacisk kładziony
jest na to czy wierzę w Trójcę Świętą, a nie na to jak postępuję w stosunku do innych. Nie raz spotkałęm
się z przekazem, że nawet jak byłbym mordercą, ale przed karą śmierci nawróciłbym się i wyspowiadał się szczerze to
jest szansa, że zostanę zbawiony, najwyżej troszkę w czyśćcu poegzystuję. Tyle, że to właśnie nie rozwiązuje
problemu. Osoba zabita przeze mnie pozostanie nadal zabita, a ja będę sobie żył u boku Boga no full
sielanka. A spróbuj tylko nie wierzyć, naśmiewania się z dawania n tacę może sobie odpuszczę, ale wracając
do tematu skonczy się to w jedyny słuszny sposób: Za bramę raz i do piekła. Tak więc mamy relację stricte
zero jedynkową. W każdym razie przykłąd ten pokazuje, że wolna wola fakt istnieje, ale tak naprawdę masz
tylko jedną drogę aby było dobrze.
Z drugiej strony nie chciałbym negować całej religii, Wielkich ludzi takich jak Jezus Chrystus i jego
cudów, ale… Należałoby zwrócić uwagę, że chociażby w buddyźmie Budda Siakjamuni także dokonywał
cudów.
Tutaj fragment z Wikipedii.
"Po tym, jak dostrzegli go przypadkowi przechodnie, bramin i kupcy, Budda zastanawiał się, kogo najlepiej byłoby nauczać w pierwszej kolejności. Dostrzegł w swym wglądzie, że jego nauczyciele w tym czasie już zmarli, więc postanowił powrócić do pięciu ascetów, których opuścił porzucając surowe praktyki. Odszedł więc od drzewa i udał się do Jeleniego Parku, gdzie spotkał swoich pięciu dawnych towarzyszy – ascetów. Wygłosił do nich swoje pierwsze legendarne kazanie Cztery Szlachetne Prawdy i tym samym puścił w ruch Koło Prawa. Następnie, w swym oświeconym wglądzie, dostrzegł on, iż w owym czasie na terenie królestwa Magadha, w którym się znajdował, najpotężniejszymi nauczycielami duchowymi byli trzej bracia Kasjapa z Uruwilwy, wyznawcy świętego ognia. Każdy z nich miał odpowiednio – 500, 300 i 200 uczniów. Udał się do nich, by nauczać ich Dharmy. Dokonał wtedy wielu cudów, zadziwiając braci swą mocą i zjednując ich jako swych uczniów. Wszyscy uczniowie braci również poszli za swymi nauczycielami, którym bezgranicznie ufali. "
Reasumując: Może zamiast kłócić się o to, która religia jest lepsza nie lepiej zastanowić się nad tym
czy nie jest Ona interfejsem między nami, a źródłem, kreatorem, Bogiem? Nazwa nie jest tu ważna, chodzi
o tą siłę twórczą, dokładnie tak jak w Linuksie czy WIndowsie mamy interfejs tekstowy czy graficzny innymi
metodami, ale mogący przekazywać te same polecenia do zrealizowania przez to samo jądro i podobnie może
być z naszymi modlitwami, kluczem do wszystkiego jest to czy robimy to ze szczerego serca.
Nigdy Was nie zastanowilo dlaczego mamy tyle religii? BO mnie tak i doszedłem do wniosku, że było kilku
wielkich ludzi, którzy ten czy inny krąg kulturowy przyjął za przywódców i tak one powstały.
A jak to jest właściwie ze mną?
Co do wiary… Ja nie wierzę w Boga, ja jestem pewny, że jakaś siła to wszystko stworzyła, ponad to wierzę…
(Gdyż póki co nie mogę potwierdzić tego empirycznie) w reinkarnację i ciągłą ewolucję duszy.
ALe właściwie jak to się stało, że mój pogląd na to wszystko tak zaczął się zmieniać?
Jeszcze będąc 13-letnim dzieciakiem, może starszym czytając już chyba po raz drugi Biblię, tak.. Czytałem,
żeby nie było stary i nowy testament… Przy opisach tego co ma być w niebie stwierdziłęm: TO życie musi
tam być jakieś nudne w tej całej szczęśliwości, ale… Prawdziwe zmiany nadeszły lata później, gdy jako
nastolatek chcący próbować wszystkiego za
bardzo zabawiłem się różnymi dziwnymi substancjami i… znalazłem się za pewne w zagrożeniu życia
i prawdopodobnie po tamtej stronie. Tak.. WIem czym jest ta miłość bezwarunkowa, którą ludzie opisują
przy doświadczeniach bliskieej śmierci, ani wcześniej, ani później nawet celowo próbując to wywołać nie
udało mi się doświadczyć tego. W każdym razie otrzymałem wtedy krótki, ale zmieniający mnie na zawsze przekaz, mniej
więcej móiący tyle, że w tym wszystkim chodzi
o wzrastanie w miłości do wszystkiego, nie było nic o wierze w tego czy innego BOga. Pamiętam, że wtedy miałęm wybór mogłęm odejść gdybym chciał i
polączenie zostałoby na zawsze zerwane. To było moje najważniejsze doświadczenie w życiu i myślę, że
ważniejszego już nie będzie.
Później przez lata zacząłem zglębiać tematy doświadczeń bliskiej śmierci, podróży astralnych, wędrówki
dusz i wszystko stało się bardziej zrozumiałe. I tak, wrócę tu aby dalej ewoluować, tak aż sam stanę
się generatorem tak potężnej miłości jaką wtedy otrzymałem. Tak samo i będzie z moim kotem, on też w
końcu będzie człowiekiem, bo wszystko pragnie ewolucji i doświadczania. I na pewno nie jest to tak jak myślą ateiści/darwinowcy
(swoją drogą przeraża mnie taka ignorancja),
że to wszystko przypadek. Moim zdaniem jest to ewolucja sterowana. w sposób bardzo przemyślany.
Gdyby wszystko było przypadkiem to możnaby założyć, że kot postawiony na klawiaturze przerobiłby łapkami ten tekst
tak aby z tych literek stworzył się program gotowy do kompilacji i uruchomienia, no bo wszystko, życie,
człowiek tworzy się
z przypadku nie?
Teraz przejdę na króciutko do sprawy czasu i początku wszystkiego: Wg. mnie… Czas nie istnieje, jest on tylko ułatwiaczem,
któryśmy sobie wymyślili do odmierzania odleglości między sekwencją zdarzeń, początku wszystkiego? Też
nie było! OK, zgodzę się, że mógł powstać nasz wszechświat i wszystko, ale… Świadomość sama w sobie
była zawsze i będzie zawsze.
Jeszcze sprawa istnienia innych cywilizacji: Być może istnieją i nie zdziwiłbym się gdyby tak było, bo
niby kto tak powiedział. CHrześcijańskie teksty, które są kolejną warjacją religi żydowskiej? Brak dowodów
na istnienie ich jesszcze nic nie wyklucza, mogą być i to znacznie na wyższym poziomie ewolucji gdzieś
w innej galaktyce gdzie zaistnialy warunki do życia. TO nie jest dobre podejście czuć się najważniejszym
zaraz po Bogu, bo to nie dość, że wcale może nie być prawdą, to najczęściej jest źle interpretowane i
prowadzi do takich nadużyć jak znęcanie się nad zwierzętami, niszczenia środowiska itp. Nie jesteśmy
niczym ważnym w stosunku do skali wszechświata, a co tu dopiero mówić o Bogu, ale… Dużo ludzi o tym
zapomina i im ego tak rośnie, że ojej.
I to chyba będzie na tyle z moich wieloletnich luźnych przemyślen. Nie chcę też żebyście odbierali tego
tekstu jako wyrocznię, jest to po prostu opis moich doświadczeń, w każdym razie przesłanie o miłości
warto sobie zachować, bo wszystko jest stworzone z miłości i prowadzi do niej. Wy sami musicie zdecydować,
która ścieżka jest dla Was najlepsza, ja wskazalem tylko jedną z nich, a i może się okazać, że to ja
nie mam
racji i to mnie odholują za bramę. 😀
Tutaj będzie ujęta jakby mniej poważna forma mojego życia, bo jak wiadomo nie można zawsze być człowiekiem
poważnym, tak więc spodziewajcie się wpisów::: aaah, to już
mniej ważne, po co mam mówić, jak mnie potem jakieś Kukle uprzedzą i zepsują zabawę.
Trzymajcie się!
Tak, tej nocy na pewno położę się zadowolony, gdyż wszystko co zaplanowałem, a myślałęm, że jednak nie
dam rady tego zrobić zostało zrobione. Może jednak zacznijmy od tego, że powinno być to zrobione 2 dni
wcześniej, ale… TO pomińmy, wszak nołlajfienie w Cosmic Rage jest rzeczą świętą tak jak uczesnictwo
we mszy świętej dla chrześcijanina i wszystko inne można przecież odłożyć na później.
Początkowo ten wpis miał dotyczyć Windowsa i tego, że z nim też chwilami trzeba się namęczyć, gdyż wcale
pewne rzeczy nie chcą działać out of the box tak jak na pingwinie, ale, że się ostatecznie ogarnął to
dam mu przynajmniej częściowy spokój, przynajmniej w tym wpisie. Tak czy tak sami przyznacie, że dla 3
programików nieprzekraczających 30 linii na jeden rwanie się z atomówką na muchę, tudzież instalowanie
całego Visual studio jest troszkę nie na miejscu, więc postanowiłęm użyć klasycznego dostępnego pod Linuksem
kompilatora g++ tyle, że na Windows i tu się zaczęły schody, bo nie wszystko szło tak jak tego
chciałem, a deadline jest nieubłagany, on nie czeka, a jeżeli już to na to aż popełnisz więcej błędów
co by miał się z czego pośmiać.
gdzieś też wyszła po drodze moja nie do końca dobra
umiejętność rozumienia angielskiego z kontekstu i na tym też straciłem pół godziny. Ale…. O moich perypetiach
może kiedy indziej o ile w ogóle napiszę.
Konkludując… Problemy zostały ostatecznie rozwiązane, a ja mogłem w końcu zająć się pisaniem przy użyciu
minimalistycznego środowiska i Gedita…. Uppppsss, przepraszam, to chyba jednak nie w tym systemie.
Tak więc… Wpis jest… Od… Tak o niczym, bo czy i zawsze o czymś musi być?
Zawsze możecie jakieś pomysły podrzucić w komentarzach, a nóż jest do zrealizowania.
A Tym czasem…. Życzę Wam dobrej nocy, chhoć wię jak to będzie dla Was brzmieć, gdy przy kawce i śniadanku
zaczniecie to czytać. 🙂
ps. Literówki postarałem się wyłapać, choć nie przeczę, że pisanie jest dla mnie dość męczące w takich
warunkach, ale… Niestety ta klawiatura prosi się o wymianę, tylko czy mi
się opłaca, wiedząc z praw Murphy'ego , że awaria nigdy się nie kończy, tylko płynnie przechodzi w następną?
To już lepiej się męczyć niż płakać nad martwym sprzętem, bo KBC padł. 😀
ps2. Są dwa, nie trzy i nie jeden.
Dobra, trzymanko.
Ah i gdyby ktoś zapomniał:
Koty są dwa.
😀
Zmodyfikowany