Tak, 27 lat temu właśnie dokładnie o godzinie 11:28 zaczerpnąłem po raz pierwszy samodzielnie powietrza. Ah właśnie, chyba nie bardzo mi to szło, bo zostałem przedwcześnie przez pomyłkę wydany na świat niczym Windows 10 w związku z czym zostałem szybko dostarczony mojej mamie aby się pożegnała i przewieziony na ręcznym pompowaniu tlenu do innego szpitala gdzie mięli lepszy sprzęt. W każdym razie… Moi opiekunowie mięli chyba inne plany w obec mnie i pozwolili jednak przeżyć temu ciału i przygotować je na to aby tam weszła moja istność.
I się to nawet udało, tyle, że zostało to okupione utratą wzroku. No, ale to były takie śmieszne czasy, w końcu byliśmy dopiero 2 lata od upadku komuny.
Czy te 27 lat uznaję za szczęśliwe? I tak i nie. ZNam wiele osób, którym jakoś lepiej się powiodło, mają już dziewczyny, niektózy pewnie i rodziny z dziećmi. Niemniej nie czuję się z tego powodu nieszczęśliwy!
Czy te 27 lat uznaję za udane? Zdecydowanie tak, chociaż jak i poprzednio na pewno dużej liczbie osób powiodlo się lepiej.
Czy przez te 27 lat odkryłem cel i sens swojego życia? Tak. Nie nie nie moi drodzy, nie oczekujcie ode mnie uniwersalnej odpowiedzi, bo takiej nie ma. Każdy robi w życiu co innego i powinien się tego trzymać.
Moim celem w tym życiu jest służyć i pomagać innym. Myślę, że nie przesadzę mówiąc, że jestem skarbnicą udręk ludzkich. Każdy dzień jest inny, każdy to nowa historia do przeanalizowania i wymagająca innego podejścia, a przede wszystkim cierpliwości.
Jest to bardzo niewdzięczna praca, chociaż radość ludzi, gdy wskażę im wyjście z jakiejś sytuacji jest dla mnie bezcenna, a ponad to jest to praca wymagająca niewyczerpanych pokładów cierpliwości, empatji i zrozumienia istoty bezwarunkowej miłości. I za pewne świat nigdy o mnie nie usłyszy, nawet pewnie i lokalnie, ale jest to chyba jedno z najważniejszych zadań do wykonania tutaj na Ziemi w czasach, gdy człowiek najchętniej chciałby zbijać kokosy, najlepiej aby każdy o nim słyszał, nie zapominajmy o wianuszku z kobiet a reszta to niech spier…., bo w końcu to nie moje życie, a skoro są słabi to niech natura ich wyeliminuje.
Niby mam prawie skończoną informatykę, ale wiem, że.. Ona mi w dalszym życiu co najwyżej posłuży jako środek uzyskiwania pieniędzy. Chcę pomagać, coraz wyraźniej czuję, że jest to moim powołaniem. Prawdopodobnie nie osiągnę szeroko pojętego statusu i szczęścia, chyba, że wszystko będzie dało się pogodzić. Jedno co wiem to to, że mam tu coś ważnego do zrobienia. Nie zawsze wychodzi, ale to jest to w czym czuję się najlepiej i staram się to realizować mimo własnych problemów. Nic nie znaczę w skali wszechświata, ale wiem, że dla tych którym poświęcam swój czas… jestem ważny.
A na koniec…. Nie pozostaje mi powiedzieć nic innego jak:
Koty są dwa!
A kto wie ile ich jest w tym momencie naprawdę?
7 replies on “Na nowej drodze życia. CZ 2. Czas to wszystko podsumować.”
Kotów jest dużo. :d
Jesteś szlachetny, wspaniałym człowiekiem.
Nie wiem czemu, ale… wzruszył mnie ten wpis..
A życzenia złożę na PRV.
🙂
Dużo to pojęcie względne. 😛
Tak, zgadzam się z Iskierką. Jesteś cudownym człowiekiem o wielkimsercu. I tak trzymaj, bo takich ludzi w dzisiejzych czasach ze świeuka
ja też się zgadzam, jesteś naprawdę wspaniałym, inteligentnym i mądrym człowiekiem. Rzadko kiedy zdarzają się tacy ludzie. Wiele razy mi bardzo pomogłeś, za co będę Ci wdzięczna do końca życia. Ja też uwielbiam pomagać. odczuwam wtedy wielką, bezgraniczną radość. To, że ja nie jestem szczęśliwa, nie znaczy, że nie mam pomagać innym, wręcz przeciwnie, chcę to robić. Po to żyję, a szczęście? Może znajdę je już po tamtej stronie.
Pomoc zawsze daje jakąś satysfakcję, nawet tak dziwnej istocie jak ja. 😀 Fajnie to robić dla siebie i bezinteresownie.
Przedchwilu. Zgadzam się z poprzednikami! Jesteś cudownym, sympatycznym, pogodnym człowiekiem o wielkim sercu I tak trzymaj!