Uwaga: WPis może być aktualizowany o nowe fakty.
Witam noworocznie, chcialbym Wam wszystkim życzyć Szczęśliwego Nowego Roku, spełnienia w miłości, realizowania
Waszych celów i wszystkiego czego sobie tam życzycie. A teraz… Powspominajmy.
— Logs begin at nie 2017-12-31 00:00 CEST, end at wto 2018-01-02
2017-12-31: 10:00: Czekam, będzie nie będzie. Wychodzę z siebie, bardzo chciałbym wiedzieć… JUż, teraz.
2017-12-31: G13: Dalej niepewność, ale może jednak?
31-12 2017: g14:30. Tak, dzisiaj wyjeżdżam, ten sylwester to będzie dramat, a siostra przecież mówiła,
że koty nie są dwa. Tak szczerze… Moglaby mi tą Zośkę zostawić, może to by mi przypominało o tym ile
ich jest tak naprawdę.
31.12.2017: g17.JUż w pociągu, jedziemy z Żywkiem do jedynych i słusznych chłopaków.
31-12-2017: ok 18. JUż na miejscu, stwierdzam, że kolejne miejsce nowe, które odwiedzam, gdy w ten moją
rozkminę przerywa jakiś polski narodowy idiota, który przypruwa się do Żywka aby ten oddał kasę.
31-12-2017: 30 sekund później. TYm polskim narodowymi idiotom, Petru żydem okazuje się nasz póśźniejszy
znajomy, który przyszedł nas odebrać. Niezły początek.
31-12-2017: ok: 18:30 JUż na miejscu, wszyscy przywitani, atmosfera względnego chilloutu.
31-12-2017: 19:15. Wstrzymuję oddech, na długo, czekam na to so się wydarzy. A wiem, że się wydarzy.
31-12-17: Godziny nie są podawane ze względu na pad mojego wewnętrznego RTC.
Oni się śmieją, tylko nie wiem z czego. Na pewno ze mnie, ale… ALe ja przecież nic nie robię! Tylko
egzystuję grając w gr mapę z samolotami.
Odfwrót, nie bardzo ogarniam świat w ktoym mi przyszło spędzać tą Wigilię, znaczy.. Sylwestra.. Zdejmuję
buty, rozbieram się, wolalbym aby wszyscy mnie zostawili, jednakowoż tak się nie da. Czuję się obserwowany,
jednak pozwalam sobie na rozmyślania.
Siostra… ALe skąd ona się tu wzięła? Przecież nie może jej tu być, nie podawalem jej przecież adresu, ale przecież ona mówi o swoim chłopaku!
To na pewno ona. ALe nie.. To chyba jednak mama jednego z chlopaków. Bawi mnie to, tak jak pewne pytanie:
Czy chcę…. Bawię się tym, dystansuję się, śmieję się z tego, wszyscy są jacyś odlegli i nie ważni,
egzystuję, ale… Staram się czasem odpowiadać na ich pytania. Oni nie wiedzą tak naprawdę co przeżywam,
chcę lecieć, czuję wibrację, moglbym się oderwać! Dlaczego miałbym tego nie zrobić? Teraz? Nie wiem.
Zastanawiam się nad 2 kotami, jak to z nimi jest. Dlaczego właśnie dwa, nie wiem z jakiej paki gdzieś
czuję obecność matki. PO co mi to jeszcze do szczęścia? To nie dzień na takie przemyślenia! Chyba mam
dosyć, część tego niknie bezpowrotnie w /dev/null. Ubieram się, muszę zapalić, mijającym mnie osobom
zadaję pytanie retoryczne: Dlaczego moja matka to widzi, ale nie bardzo chce grzmieć o tym? Nie otrzymuję
jednak odpowiedzi. Trzeba coś wypić, piję powoli, acz… Nie odmawiam, jest jakoś inaczej… Tak /dev/nullowo,
chyba nie dzieje się nic szczególnego, chyba…., bo w tle slyszę jakieś rapsy, jakieś rozmowy, ale…
Ja jestem daleko i na pewno nie zamierzam wracać, jeszcze nie teraz. Kolejny raz wstrzymuję oddech w
oczekiwaniu, ale to nie bardzo przychodzi. Intuicja mnie zawiodła heheee. Idą kolejne kielony. TO już
chyba północ, znowu wstrzymałęm oddech, bo na takie wydarzenia warto to zrobić. JUż sam nie wiem ile
ich jest. MOże wcale nie dwa. Wybuchają jakiejś petardy, latają fajerwerki, ale… Wszystko jest takie
jakieśnierealne, istnieję sam w sobie i dla siebie. Znowu rozmawiam z kimś, kolejne polanie i polanie,
nieee… Tak sie zdecydowanie nie da egzystować. Zasypiam ok 2. Nie i nie będę spał na rozłożonym łóżku.
Obok karteczka.
"Uprasza się o zostawienie moich zwłok w spoczynku". Poniżej, Wielkimi literami dla osób, które dopiero uczą
się czytać, lub mają problemy z tym skrócona forma proźby: "Wypierdalać ode mnie".
Godzina 7:00, wstaję, a ze mną Żywek. Palę i dokańczam swojego nieskończonego kielona.
Jakiś czas później znowu wstrzymuję oddech w oczekiwaniu, raz, drugi… Jest…. Koty znowu są razem.
Dwa są, kiwam się na boki i ogłaszam wszem i obec, że jestem Petru żydu, co by mnie nikt bezczelnie nie oskarżał o jakieś blindyzmy. Wszystko podkręcam kawą i kolejnymi kielonami. Ale brak mi już siły na egzystencję, oddzielam
się znowu, w słuchawkach lecą jedyne i sluszne stare rapsy, mieszane z handsupem, chcę tańczyć i pewnie
bym to robił niczym striptizerka gdyby nie możliwość porozwalania wszystkiego. Wychodzę na dwór, jest tam kot, zdecydowanie
miękki kot, purzy, ale tylko do momentu w któym nie biorę go na ręce. ALe on jest taki koci w tej swojej
kociości, czuję radość trzymając tego kota na ręcach, taak… Brakuje mi kota, muszę mieć kota, znowu
się wtulam w niego. Czuję ogromną radość z obecności kota. To nie jest mój kot, ulubiony kot, ale kot.
Znowu wracam do bezproduktywnej egzystencji i dziwnych przemyśleń. ZNowu mnie nie ma dla nikogo. Niedługo
czas wracać, jeszcze jeden kielonk, drugi. O zeżartej ilości jedzenia nie wspomnę, bo i po co? I chyba
nie było to aż tak relatywnie wiele. Samopoczucie nie chce się podkręcać, jestem w dziwnym zawieszeniu.
Czas wracać, podziękowania, pożegnania… Rozdzielamy się i zostałem w końcu odholowany za bramę.
Jestem w domu po podróży pociągiem, teraz sam sobie zamierzam pojeździć. Aż z wrażenia wstrzymałem oddech,
raz, drugi, trzeci, gdy uświadomiłęm sobie, że mogę to zrobić.
I jestem w pociągu, Jego trasa wiodła przez Kaniów, Rachoniów, aż do Sumlinka. To właśnie tu zamierzam
wysiąsć. Jednak mój pociąg mial inne plany kpiąc sobie z praw fizyki i tego, że jest pojazdem szynowym
zacząłem robić sobie kułeczka na ręcznym, dzwonię do Żywka aby mu przekazać, że właśnie wyjechałem. Próbuję
z jakimiś ludźmi gadać na czacie, ale… ZOstałęm zapętlony, nie bardzo wiedzialęm o czym z nimi pisać,
więc tylko ich witałem, byli za bardzo naćpani, zupełnie nie wiedziałem co z nimi jest. W między czasie
otworzylem czekoladę i zjadłem pół, albo i więcej na raz. Gdy już byłemw
połowie drogi między Kaniowem, a Rachoniowem na tt wszedł Żywek co mnie bardzo zdziwiło, gdyż… Pokazywal
mi mruczenie kota. ALe to nie był kot, kot tak naprawdę byl autobusem, który na koniec okazał się pociągiem.
Ale dlaczego on właściwie kotem jechał? Tego nie wiem i nie wiem czy chcę wiedzieć. Znowu wibracje, znowu
chcę lecieć, lecę, ale nie tak jakbym pragnąl. Wszyscy się przecież kochamy bezwarunkową i uniwersalną
miłością. Jestem miłością. I wtedy to czuję… Tą pewność, że koty są dwa, mimo ewidentnego braku ich
egzystencji w miejscu w którym się znalazłem. Rozmyślam dalej o wszystkim, moje oprogramowanie do wyciągania
informacji z /dev/null nie jest idealne. Jeszcze kilka razy wstrzymuję oddech. TO jest dramat, wiem,
że Sumlinek jest już blisko, przełączam laptopa w stan ACPI s3 i kładę się. Mam dosyć. Lecę, lecę, jest
źle i dobrze jednocześnie. Czuję, że będę potrzebował dłóższej przerwy, w końcu nigdy nie robilem licencji
na kierowanie pociągami. Jestem zmęczony, ale…. Wszyscy przeżyli i to jest najważniejsze. Usypiam latając.
Wto 2 stycznia 2017: Godzina 19. Kończę przekierowywać powyższy strumień myśli, mam coś tu jeszcze zrobić
na ELtenie, ponoć jestem moderatorem, al;e wczoraj jbyłem tak zajęty patrzerniem na drogę jadąc, że poza
ptrzeczytaniem msg… Nie dalo się nic więcej z tym zrobić.
Tak więc… DO miłego.
Chcecie więcej takich wspomnień? A może do tego jeszcze coś archiwalnego? Pisać.
9 replies on “Nigdy niepublikowane wspomnienia z /dev/null’a cz 1.”
Hmmm. Dobrze rozumiem, że to twój jakiś trip po ćpaniu?
Wszystko jest możliwe. W końcu to /dev/null, a tam jest wszystko i nie ma tego jednocześnie.
No, mówię wam, to była nie złą jazda. I nie ćpaniu, wypraszam sobie! Ćpają Ćpuny, a ja palę z kulturą.
aye aye captaine. 😀
Więęęęceeeej.
Dawaj więcej!
Może kiedyś, znaczy na pewno kiedyś, ale nie wiem kiedy. Chyba, że pierw mi się umrze. 😛
Eeee. Masz żyć!
Jak mi się zechce 😛